Jak Instagram oficjalnie tłumaczy ukrywanie liczby polubień? Jaka teoria spiskowa krąży wokół tego tematu? Czy marketerzy oraz influencerzy powinni się obawiać zmian?
Zastanawialiście się, dlaczego czasami nie wyświetlają Wam się inne reakcje poza „like”? A może w ogóle nie widzicie, ile dokładnie reakcji jest pod postem? Prawdopodobnie jesteśmy świadkami pozornie małej, ale tak naprawdę rewolucyjnej zmiany w social media.
Facebook i Instagram od pewnego czasu testują ukrywanie liczby polubień i reakcji. Zaczęło się od kliku wybranych krajów takich jak USA, Brazylia czy Kanada, teraz zmiany widzą też niektórzy użytkownicy w Polsce.
W trosce o psychikę użytkowników?
Każdy, kto kiedykolwiek wrzucił zdjęcie na jedną z platform, zna uczucie gorączkowego odświeżania aplikacji. Szef Instagrama Adam Mosseri twierdzi, że pogoń za polubieniami dotyka w szczególny sposób młode osoby. Platforma, która z założenia miała inspirować i łączyć ludzi, w rezultacie stała się przyczyną niezdrowej rywalizacji.
Serce rośnie, gdy słyszymy, że gigantyczna korporacja martwi się o zdrowie psychiczne swoich użytkowników. Tylko czy naprawdę głównym powodem jest troska? Byli pracownicy Instagrama powiedzieli CNBC, że ukrywanie liczby lajków może być taktyką. Chodzi o to, żeby zachęcić użytkowników do wrzucania większej ilości treści. Okazuje się, że ludzie usuwają lub ukrywają posty, które nie zdobyły pożądanej liczby reakcji. Według informatorów istnieje prosta zależność: jeśli nie boisz się, że Twoje posty spowodują niską aktywność, wrzucasz ich więcej. Z kolei im więcej postów dodanych przez użytkowników, tym większa przestrzeń na wyświetlanie reklam. Więcej przeczytasz o tym tutaj.
Co znikające lajki oznaczają dla marketingowca?
Czy z punktu widzenia osoby zajmującej się mediami społecznościowymi to niepokojąca informacja? Rozważmy to!
Cele biznesowe
Pierwszą sprawą jest pytanie: “Czy reakcje są tak naprawdę najważniejsze?” Kiedy prowadzicie profil marki, zawsze możecie zrobić z tablicy drugiego kwejka i targetować reklamę do najtańszej grupy docelowej. Lajki będą się zgadzać, cele biznesowe niekoniecznie. Mamy nadzieję, że znikająca liczba reakcji pozwoli skupić się marketerom na tym, co najważniejsze i nieco oczyści to internetowy „śmietnik”.
Inluencerzy
Druga kwestia to wybór influencerów. Według raportu Cheq rynek “fake influencerów” wyniósł w 2019 roku ponad 1,3 biliona dolarów (raport do pobrania tutaj). Jak widać, kupowanie reakcji i followersów to powszechny sposób na łatwy zarobek. W Polsce 1 reakcja na Instagramie kosztuje ok. 1 grosz — wystarczy więc jakieś 100 zł, żeby stać się “fake mikroinfluencerem”. W wypadku ukrywania liczby reakcji influencerski shopping będzie opłacał się dużo mniej. Z drugiej strony trzeba pamiętać o tym, że liczba obserwujących wciąż będzie widoczna, a myśl o ich kupowaniu może pozostać kusząca — żeby wyłudzać pieniądze i produkty od marek.
Pamiętajcie, żeby przy wyborze influencerów zawsze analizować komentarze pod postami oraz weryfikować, kto dodaje reakcje i obserwuje profil. Jeśli czeka Was większa kampania, dobrze skorzystać z platform analizujących profile influencerów, na przykład http://socialauditor.io/ czy https://www.whitepress.pl/.
Z drugiej strony istnieje zagrożenie, że spragnieni atencji influencerzy i ich followersi przeniosą się na bardziej “przyjazny” grunt, a wtedy nasze reklamy będą krążyć w przestrzeni Facebooka i Instagrama niczym róża jerychońska w westernach. Ci, którzy pozostaną wierni tym platformom, mogą z kolei odczuwać pokusę zakłamywania statystyk zaangażowania. Wiemy, że istnieją inne metody weryfikacji, ale część osób może wpaść w tę pułapkę.
Fake news
Trzecim punktem, o którym warto wspomnieć, są fake newsy, które dzięki widoczności ogromnej liczby polubień, stają się jeszcze bardziej wiarygodne — wszak jeśli coś jest popularne, musi być prawdziwe. W wakacje do sieci „wyciekło” zdjęcie z młodości pewnej (wtedy jeszcze) polityczki z papierosem na festiwalu w Jarocinie. W związku z tym, że obecna sędzia Trybunału Konstytucyjnego znana jest ze swoich konserwatywnych poglądów, post błyskawicznie obiegł Internet. Była posłanka wkrótce potem zdementowała swoją obecność na fotografii. Czy dotarło to do wszystkich osób, które uwierzyły, że zdjęcie jest prawdziwe? To całkiem niegroźny przykład przytoczony na potrzeby wpisu, ale doskonale wiemy jaką siłę mają fake newsy i że nie służą jedynie do niewinnych żarcików. Ukrywanie reakcji oczywiście nie jest tu rozwiązaniem problemu, ale być może zmniejszy nieco efekt społecznościowej “kuli śnieżnej”. O tym zjawisku przeczytacie więcej tutaj.
A więc czekamy!
Znikająca liczba reakcji wciąż pozostaje w fazie testów. Ta, wydawałoby się niewielka, zmiana może mieć ogromne znaczenie dla funkcjonowania marek na Facebooku i Instagramie, rynku influencerów, a także aktywności na platformach i komfortu psychicznego użytkowników. Wszystko jednak wskazuje na to, że jeśli prowadzicie profil swojej marki uczciwie i rozsądnie, zmiany nie powinny Was martwić. Czekamy z niecierpliwością na to, co wydarzy się dalej! Co Wy myślicie o tym rozwiązaniu?
Jestem z wykształcenia informatykiem, z zamiłowania grafikiem, z doświadczenia marketerem, a hobbystycznie fotografem. Pewnego dnia zapragnąłem robić to wszystko naraz i opowiedziałem o tym Mateuszowi. Z połączenia naszych mocy powstało Hello Social ;) W branży marketingowej pracuję od ponad 15 lat. Wiem jak ważna jest precyzyjnie określona grupa docelowa, ale nie zapominam też o znaczeniu dobrej kreacji. Jestem wielbicielem nieodkrytych zakątków internetu, dobrej reklamy telewizyjnej i zabawnych fotomontaży. W pracy – perfekcjonista, w domu – wyluzowany tata ;)